Galerie
English version Politechnika Wrocławska
Krzysztof Junik
Znamy się mało.. Aktualne zajęcia zawodowe.. Trochę zdjęc.. jakiś tysiąc Moje fascynacje i rozrywka.. Adresy, telefony, gołębie pocztowe..

Co stanowi o sile naukowca?

W odpowiedzi na uwagi Pana Andrzeja Urbanka chciałabym załączyć tekst dotykający niezbywalnych kompetencji naukowca, o których zarówno prasa, jak i sami naukowcy milczą. Mam nadzieję, że Pan A. Urbanek, który przeszedł na emeryturę, nie obrazi się za mój atak skierowany do niekompetentnych osób w wieku emerytalnym, które nadal pragną czerpać korzyści ustawowo im przyznane.

Ewa Kostarczyk

Paradoksalnie, być może jedynym systemem przywiązującym znaczącą wagę do struktur nauczania i instytucji naukowych był system komunistyczny. Komunizm bowiem to jedyny system społeczno-polityczny wywodzący się z teorii pretendującej do miana teorii naukowej. I choć komuniści budowali marmurowe gmachy dla akademii nauk, kształcili szczególnie tych, których nie były w stanie wykształcić rodziny, a nawet bywało, że przyznawali spore dotacje na rozwój pewnych nauk - ponieśli sromotną klęskę. Klęska struktury systemu nauczania oraz instytucji naukowych państwa komunistycznego nie jest wynikiem zubożenia państwa w kategoriach finansowych. Jest wynikiem wykoślawienia postaw etyczno-społecznych środowiska nauczycieli, wychowawców oraz pracowników nauki.

Składa się na to szereg zjawisk, z których za najważniejsze uważam: jawne zaniechanie postawy nonkonformizmu tak charakterystycznej dla elit intelektualnych, bezideowość oraz odstępstwo od roli wychowawczej młodego pokolenia.

Skutki awansu

O konformistycznej postawie polskich środowisk szkolnych, akademickich i naukowych mówiono już w kuluarach od lat 50. ubiegłego wieku. Właściwa była też społeczna diagnoza, że wszystkiemu winien awans społeczny. Nikt się tym jednak nie przejmował, ba!, nie można było nawet o tym pisać. W latach 70., pomimo filmów Zanussiego, które podejmowały tematykę konformizmu polskich elit akademickich, nadal obowiązywały punkty za pochodzenie społeczne na egzaminach wstępnych, a marcowi docenci na dobre opanowali polskie uczelnie oraz instytuty naukowe. Niektórych z nich do tej pory nie można ruszyć. Awans społeczny nadal zbiera żniwo.

Co złego w awansie społecznym? Nie neguję, że w populacji zdolności i talenty rozrzucone są w sposób przypadkowy, w związku z czym dostępność nauki powinna być równa. Jednak nie tylko o zdobycie wykształcenia tutaj chodzi. Uczelnie wyższe kształcą nie tylko w zawodzie, kształcą światopoglądowo. Absolwent uczelni wyposażony jest w świadomość swojej specyficznej reprezentatywności oraz ulokowania w świecie. Studenta Oxfordu nie zainteresują studia podyplomowe w Uniwersytecie Jagiellońskim, a student prywatnej Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej z trudem nawiąże intelektualny kontakt ze studentem psychologii Uniwersytetu w Cambridge. Nie z przyczyn językowych, lecz światopoglądowych. Przeskakiwanie tych barier zabiera lata samodzielnej pracy, podczas której polski absolwent musi rozbić w sobie mity wtłaczane mu przez rodzimych wychowawców: o dobrej jakości polskich uczelni, o dokonaniach polskich naukowców w świecie, o cudownych polskich tradycjach akademickich. Niestety, powyższe mity nadal są nam wciskane do głów jako silne strony polskiego życia akademickiego.

Wielu polskich samodzielnych pracowników naukowych to pazernie trzymające się na kilku etatach osoby w wieku emerytalnym oraz ich wierni uczniowie. Chociaż w każdej innej dziedzinie działalności dawno zmuszono by zacnych profesorów do przejścia na emeryturę, polskie ustawodawstwo ich ochrania. W imię wdzięczności za dostanie się do elity wybrańców chronią ich często również uczniowie, pozwalając szanownym profesorom wyrobić na kilku etatach przyzwoitą emeryturę. Od strony ekonomicznej temat ten był omawiany przez wielu publicystów i drenaż budżetu polskich instytucji dydaktyczno-naukowych dla realizacji ww. celów jest już dla wszystkich oczywisty. Skupmy się zatem na problemie wyrabiania światopoglądu naukowego u studentów oraz młodych pracowników nauki przez aktualne gremium polskich samodzielnych pracowników naukowych. Profesorowie i docenci, często z nadania belwederskiego, jeszcze częściej z polityczno-towarzyskich układów, słabo znający języki obce, rzadko mogą się poszczycić jakimś kilkunastomiesięcznym stażem zagranicznym. Czy są wśród nich ludzie zdolni do obudzenia w młodych typowej dla inteligenta niepokorności?

Konformizm w nauce

Paragraf 1.8 Dobrych obyczajów w nauce, wydanych przez Komitet Etyki w Nauce PAN, nakazuje pracownikowi naukowemu przyjmowanie postawy krytycznej: W swojej działalności profesjonalnej pracownik nauki szanuje poglądy autorytetów naukowych, ale wyżej niż autorytety stawia rzeczowe argumenty. Pracownika nauki powinna cechować stała gotowość do kwestionowania, rewidowania i odrzucania teorii, nawet będących jego własnym dorobkiem, jeśli nie wytrzymują próby racjonalnej krytyki lub konfrontacji z faktami.

Ilu aktualnych samodzielnych pracowników nauki postępuje według tej podstawowej, niezbywalnej reguły zapewniającej ciągły postęp w nauce? Większość pracowników naukowo-dydaktycznych, na każdym szczeblu awansu, przyjmuje postawę konformistyczną, nie zasługując zatem nawet na miano naukowca czy dydaktyka. Dlaczego? Otóż jestem przekonana, że powoduje nimi nie tylko strach przed utratą trudnego do zdobycia etatu lub brak poczucia wartości własnych przekonań. Przyczyną tego stanu rzeczy jest również brak odpowiednich wzorów zachowania oraz wzorów postaw. Polski system nauczania jest ciągle systemem statycznym. Wykładowca przekazuje niepodważalną wiedzę i wymaga jej przyswojenia. Nie zasiewa żadnego ziarna zwątpienia, być może żeby się samemu nie pogubić?

Thomas Huxley mówił: Nowe prawdy rozpoczynają się jako herezje, a kończą jako przesądy. I dlatego rozwój angielskiej myśli naukowej w XIX i XX w. wypracował jedyny możliwy system nauczania oraz awansu naukowego, który gwarantuje szybki i skuteczny rozwój nauki. System ten jest jedynym obowiązującym we współczesnym, szybko rozwijającym się świecie naukowym. Posługuje się on odpowiednim typem kształcenia myślenia nonkonformistycznego, podważania autorytetów, dostarczania wiedzy interdyscyplinarnej, umiejętności korzystania z technik multimedialnych oraz globalnej sieci wymiany informacji.

Sądzę, że naukowiec, który w takim optymalnym dla współczesnego świata systemie przepracował dwa lata, nie jest w stanie przystosować się do obowiązującego w Polsce systemu szkolnictwa, który przypomina nieco epokę Apuchtina. Polskich naukowców, którzy wyjechali z naszego zaścianka, nie tyle odstraszają niskie pensje oraz brak perspektyw na Nobla, ile: brak poszanowania dla myślenia, konieczność podporządkowania się fałszywym autorytetom, niedouczenie środowiska naukowego, porzucenie aktualnych problemów nauki, brak łatwego dostępu do środków przekazu informacji naukowej, brak ciekawości poznawczej studentów. I w końcu, nieuchronne wyobcowanie spowodowane prezentowaniem odmiennych wartości.

Bezideowość uczonych

Ideowość to po prostu wiara w to, co robimy, zarażanie swoją wiarą innych, dokonywanie wyborów ideowych, odwaga płynięcia pod prąd oraz ryzyko położenia na szalę własnej kariery zawodowej. Ideowość przenosi góry. Dzięki niej dokonują się zmiany.

Omawianie postawy ideowej we współczesnym środowisku akademickim zakrawa na kpinę. Panuje polityczna poprawność, brak wiary we własne działanie, brak wyrazistości w opowiadaniu się po stronie konkretnych idei. To wynik wychowania i kształcenia typu: „nie zabieraj głosu, bo się narazisz”, „nie pokazuj, że jesteś dobry, bo się ciebie pozbędą”, „co ci przyjdzie z tego pomagania?”. Zero postawy obywatelskiej. Zgadzam się całkowicie z Tomaszem Lisem (Co z tą Polską?). Dla człowieka, który w Stanach przeżył więcej iż dwa lata, nagminne piętnowanie w naszym społeczeństwie postaw obywatelskich stanowi kolejną zaporę nieprzystosowania.

Choć nasza solidarnościowa rewolucja nie odbyłaby się, gdyby zabrakło kilku nonkonformistycznych ideowców i wychowawców intelektualnych, to nie jest prawdą, że obejmowała ona w sposób jednoznaczny, równy oraz ideowy całe środowisko naukowe. Pamiętam dokładnie, kiedy w dniach krytycznych, wymagających podejmowania konkretnych czynów, odbywały się po zakładach naukowych rutynowe posiedzenia, nie wnoszące kompletnie nic ani dla nauki, ani też dla sprawy. Rutynowe zebranie zwalniało z obowiązku działania, zwalniało z konieczności udziału w ważniejszych, epokowych sprawach.

Waga spraw bywa różna. Sądzę, że też by mnie nie ruszyło, gdybym pracowała nad czymś na miarę Nobla. Rzecz w tym, że takich prac, szczególnie w tym czasie, nikt z nas, polskich naukowców, nie miał szansy nawet dotknąć.

Aktualnie, na zebranie uczelnianych związkowców przychodzi może promil żałosnych kombatantów, którzy przeprowadzają tajne głosowanie (tego się nauczyli w związku) nad możliwością potencjalnego zaangażowania się w sprawę. Nawet jeśli przegłosują „za”, zostawią sprawę w połowie drogi, tłumacząc się, że mają rodzinę i nie mogą się narażać, albo przyznają się z rozbrajającą szczerością, że zapisali się do związku i są aktywistami, bo to zapewnia im nieusuwalność z uczelni. Tyle o akademickiej ideowości etyczno-społecznej.

Natomiast bezpośrednio przekładając rzecz na platformę profesjonalną, ideowość naukowca to walka o taki, a nie inny sposób nauczania czy prowadzenia badań, taki, a nie inny sposób organizacji pracy naukowej. To znajomość światowej literatury przedmiotu, aktualnych badań w temacie, znajomość aktualnych metod nauczania przedmiotu. Gdzie ta walka? Nasza polska nauka tonie w morzu podporządkowywania się niekompetentnym zwierzchnikom w wieku emerytalnym, uzurpującym sobie prawo do kierowania pracą quasi-naukową. Na własną w dodatku chwałę. Czy po to stanowimy społeczną elitę? Tak bardzo zapomnieliśmy o naszym rodowodzie niepokornych.

Wychowanie dla nauki

Kto tak naprawdę wychowuje? Czy do właściwego kształcenia potrzebne są bogate uczelnie? Co stanowi istotę obudzenia w młodym człowieku zainteresowań naukowych? Nasza podwójna noblistka Maria Skłodowska pobierała nauki w „Latającym Uniwersytecie”. Uniwersytet ten dysponował również pracowniami, ale jego prawdziwą siłę stanowili ludzie, tak zwani radykalni inteligenci, ideowi oraz niepokorni wychowawcy. Ich wykłady były tak pasjonujące, że przychodzili na nie (ponosząc dodatkowe opłaty) również studenci regularnego uniwersytetu.

Wychowanie „dla sprawy” naprawy Rzeczypospolitej też nie odbywało się w państwowych wszechnicach nauk. Wychowanie ostatnich naszych współczesnych autorytetów naukowych i moralnych to nauka na kompletach w okresie nauczania konspiracyjnego II wojny światowej.

Tak szybko się wykruszają. Co zostanie? Wychowanie w prywatnych uczelniach? Wychowanie w dogorywających uczelniach publicznych? Jakie wzory postaw? Uczniów profesorów belwederskich? Profesjonalistów z awansu społecznego?

Dr Ewa Kostarczyk jest psychologiem klinicznym i neurofizjologiem. Jest autorką wielu specjalistycznych publikacji z dziedziny psychologii eksperymentalnej i neurofizjologii, rozdziałów książek. Ostatnia publikacja popularnonaukowa: Neuropsychologia bólu, PTPN 2003. Jedenaście lat jej życia zawodowego upłynęło na studiach podyplomowych w Uniwersytecie Kartezjusza w Paryżu, Uniwersytetach Cambridge w Anglii, Minnesota oraz Iowa (USA).

Źródło i komentarze.
Powrót
Ostatnia aktualizacja: 2006-05-27, 11:12:52
123...123...123...123...123...123...
Copyright © 2006 by Krzysztof Junik